Recenzja Sezonu 1

The Bear (2022)
Christopher Storer
Joanna Calo

Hell’s Kitchen

Omawiany sezon, od niedawna dostępny na Disney+, to nawet nie pierwszy rozdział tej opowieści, ale zaledwie jej preludium i "The Bear" świetnie buduje atmosferę napięcia i oczekiwania na coś, co
Hell’s Kitchen
Stosunkowo rzadko trafiają się seriale tak konsekwentnie skupione na teraźniejszości, na gorączkowym tu i teraz. "The Bear" z rzadka wychodzi nawet nie tyle na knajpiany chodnik czy uliczkę za lokalem, gdzie straszą przepełnione kubły na śmieci, co na salę jadalną. Kamera kręci bowiem piruety pomiędzy stalowymi szafkami kuchni, uwiesza się zakurzonego okapu, celebruje skwierczący na odrapanej patelni tłuszcz, niechętnie omiatając czekające na gości stoły, przykryte ceratowymi obrusami.

Ale nie chodzi o kurczowe trzymanie się zasady decorum, ale o uchwycenie dynamiki niemalże synchronicznej pracy przy desce do krojenia, piekarniku i buchającym ogniu. Brzmi trywialnie i bywa trywialnie, lecz to hołdowanie banalności wynosi "The Bear" ponad telewizyjną przeciętność. Co więcej, kiedy już przydarzają się te wszystkie bez mała apokaliptyczne tragedie niesione przez szarą codzienność – które przydarzyć się muszą, żeby spektakl utrzymał swoją dramaturgiczną atrakcyjność – i do głosu dochodzą swoiste deux ex machiny, serial trąci fałszem. Wtedy przypomina nam się, że to jedynie gastronomiczny cyrk.

Czy jednak można uczynić z tego jakikolwiek zarzut? To przecież tylko fikcja, a nie dokumentalny zapis, i przyjęty sposób narracji potrzebuje regularnego kopniaka, żeby narzucić jeszcze wyższe tempo. Tempo to słowo-klucz, bo wszystko dzieje się tutaj jak na przyśpieszeniu, dążąc do nieuniknionej eskalacji. Ma to swoje odbicie nie tylko na płaszczyźnie fabularnej, ale i formalnej, bo im dalej, tym odważniejsze są środki wyrazu. Od teledyskowego, ale przemyślanego montażu przebitek z miejskiego życia przechodzimy do retrospektywy, a także scen wizyjnych z sennego koszmaru, jakby "The Bear" stopniowo się przed nami otwierało, uczyło się siebie, komplikowało.

Niby narracyjny trzon pozostaje ten sam, ale coraz szybciej orbitują naokoło niego kolejne elementy. To jeszcze za mało, aby nazwać serial śmiałym eksperymentem, ale jest to na pewno interesujące odświeżenie cokolwiek już skonwencjonalizowanego, telewizyjnego języka opowiadania, często prezentującego styl zerowy.

Każdy odcinek – poza dłuższym finałem sezonu – to niespełna półgodzinny epizod z życia chicagowskiej knajpki z kanapkami, oglądanego prawie wyłącznie od zaplecza. Nie dowiadujemy się niemal niczego o klienteli, liczą się tylko ci, którzy co rano wypiekają bułki, aby wypchać je potem usmażonym mięsem. Tyle że siłą "The Bear" nie jest kronika pracy na kuchni, ale postacie krzątające się od blatu do blatu niczym nakręcane zabawki, na czele z Carmym, szefem całego interesu, pozostawionego mu przez brata, który popełnił samobójstwo.

Choć młody, stał już za sterami najlepszej nowojorskiej restauracji, do rodzinnego miasta powrócił, żeby poznać motywy stojące za przepisaniem mu knajpy, a także by zgłębić swoje własne problemy. Na pierwszy rzut oka to dla niego idealna okazja, aby lekko przystopować, nacisnąć pauzę i zastanowić się, czego chce od życia. Tyle że brat pozostawił po sobie bajzel tak ogromny, że na barki Carmy'ego spada cały ciężar nieswojego świata. A w tym odpowiedzialność za ludzi, którzy co rano stawiają się na kuchni niczym na wojskowym apelu: piekarza marzącego o karierze cukiernika, pozbawioną złudzeń kucharkę, obiecującą młodą stażystkę i przyszywanego kuzyna, który pod zwałami rezygnacji i złości skrywa empatię.

Czasem ich problemy i dramaty wydają się aż nazbyt odcinać od tła, bywają może zbyt wydumane, niekiedy nawet i zbędne, jakby scenarzyści nie ufali swojemu instynktowi i decyzjom dotyczącym portretowania "zwykłego życia – które są jednak jak najbardziej trafne – i musieli je podrasować. Potrzeba wyrazistej intrygi nigdy jednak nie dominuje nad najważniejszym, czyli miniaturowymi ludzkimi historiami. Częstokroć bowiem pokazywane tu problemy nie znajdują swojego rozwiązania, odcinki kończą się bez puenty, bez cliffhangera i bez wyraźnego domknięcia, bo liczy się – pozwolę sobie powtórzyć swoje własne słowa – tylko tu i teraz.

Co więcej, omawiany sezon, od niedawna dostępny na Disney+, to nawet nie pierwszy rozdział tej opowieści, ale zaledwie jej preludium i "The Bear" świetnie buduje atmosferę napięcia i oczekiwania na coś, co faktycznie może okazać się jedną z najbardziej intrygujących rzeczy, jakie zaoferuje niebawem telewizja. Pytanie tylko, czy wszystko na planie zadziała tak jak u Carmy'ego na kuchni.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones